Witam wszystkich

Jak narazie napisałam dla was jedno opowiadanie, mam nadzieję, że się spodoba. Za niedługo postaram się napisać kolejne.

czwartek, 24 lutego 2011

Rozdział 5

Obudziłam się o 8.15, Davida już nie było, zostawił jedynie liścik : Kochanie musiałem wyjść, żeby zdążyć przed mamą, spotkajmy się na plaży o 15.00 całuje David<3. Czas leciał nie ubłaganie a ja praktycznie przez cały dzień zastanawiałam się w co się ubrać., Zadzwonił telefon była to Lily, umówiłyśmy się na zakupy do centrum. Ja kupiłam sobie (mój zestaw) a Lily (zastaw).Nastała godzina 15.00 a ja pędziłam na plażę jak szalona, David już był...
-hej David sorki za spóźnienie..
-heej nie szkodzi, tęskniłem ..
-ja też...
David objął mnie mocno...


naprawdę sorry x d ale wena mi siuupła , jutro pewnie dokończe ten 5 rozdz pozdr:*:*:*

środa, 23 lutego 2011

Rozdział 4

   To był naprawdę ciężka noc, po głowie chodziło  mi chyba z milion myśli na raz... dalej miałam ich sporo. Obudziłam się o 6.30 David siedział obok, z  każdym dniem podobał mi się coraz bardziej, nie wiedziałam co to za dziwne uczucie mną ogarnęło, przy nim czułam się naprawde ważna...
-Ooo...wreszcie obudziła się śpiąca królewna
-hehe...ta jasnee..co tak wcześnie?
-nie umiałem spać
-skąd ja to znam, co się stało?
-nic..
-to przez co nie umiałeś zasnąć.?
-dużo myślałem
-tak a o czym .? jeśli mogę wiedzieć..
-szczerze .? o tobie...
-o mnie.?
Dosyć zaskoczyło mnie to, że David myślał o mnie całą noc, nie wiedziałam co mówić, poczułam motylki w brzuchu, chciałam go wypytywać o wszystko co dokładne ale nie chciałam też żeby uznał mnie za natrętną, moje życie wreszcie nabierało sensu...Usiadłam na chwilę z Davidem w parku i słuchałam...
-tak..wiesz znam wiele dziewczyn, wiem jakie są z charakteru, rozgryzłem je nawet po pierwszym dniu, ale ty...,ty jesteś inna, taka prawdziwa, że aż czasem zastanawiam się czy istniejesz, czy to wszystko piękny sen..Stawiasz rodzinę na pierwszym miejscu, a swoje problemy na sam koniec, nie speszy cie brak makijażu czy brak jakiegoś ciuchu...ty po prostu jesteś inna...
-David.., ja nie wiem co powiedzieć
-nie musisz nic mówić, Alex
I w tym momencie myślałam, że się rozpłynę David pocałował mnie w policzek a ja znieruchomiałam na dobre po czym zemdlałam. A gdy się obudziłam siedziałam już w samochodzie cioci obok trzymającego mnie Davida i siedzącego obok Maxa..Wszyscy żartowali ze mnie, że odpływam jak "śpiąca królewna"...
Gdy dojechaliśmy na miejsce ja uradowana klękłam na ziemi i zaczęłam się śmiać jak jakaś wariatka , David i Max na znak podnieśli mnie na nogi i zaciągli za sobą...Dzień zapowiadał się cudownie, chłopacy zaprowadzili mnie na plażę poserfować...
-I jak Alex.,? umiesz serfować.,?
-hehe...po NECIE,!
-kto by nie umiał..hem
-moja babcia...hehe
-spoko, a tak na serio umiesz?
-szczerze, to miałam się dopiero uczyć w L.A...
-ja dokończe..
-ok, David to dokończ..hehe
-no więc : ale przyjechałaś do N.Y i znalazłaś naj zajefajniejszych nauczycieli na świecie..hehe..
-naj zajefajniejszych.,? nie ma takiego słowa hah..
-no to już jest..
-spoko..
-chodź nauczę cię podstaw..
Uczyliśmy się chyba do 23,00, ale to nic ja mogłabym tak cały czas, później David odprowadził mnie do domu dał buziaka i poszedł. W domu czekała na mnie miła niespodzianka , tatę wypisali wcześniej ze szpitala, a ja uradowana powiesiłam się mu na szyi zapominając, że ma złamaną nogę, skapłam się dopiero gdy cichutko powiedział ałć...
Wszyscy wspólnie zjedliśmy kolacje i gdy wszyscy byli już w pokojach, do mnie zadzwonił David...
-hej Alex, nie śpisz jeszcze ?
-hej, nie skąd jakoś się złożyło że dopiero skończyliśmy kolacje i słuchaj tatę wypisano już ze szpitala
-naprawdę? cieszę się bardzo..
-a ty czemu nie śpisz?
-myślę, znów o tobie i muszę ci coś powiedzieć...
-śmiało mi możesz mówić wszystko..
-tylko wiesz wolałbym ci to powiedzieć prosto w oczy..
-nic nie szkodzi możesz powiedzieć jutro...
-ja wolę dziś...
-to co chcesz zrobić.?-
-mogłabyś otworzyć drzwi z balkonu?
-David.,? czy ty?
Wyjrzałam przez okno a David wspinał się na mój balkon po pnących kwiatach, byłam niesamowicie zaskoczona..Otwarłam drzwi i wyszłam go podciągnąć..
-heh Alex nie musisz mi pomagać, serfowanie na desce daje mi siły...
-hem, ja po prostu nie chce cie potem zbierać z trawnika
-haha bardzo śmieszne
-no co.?
-nic, nic, Alex...
-David co chciałeś powiedzieć.?
-wiesz, te ostatnie dni dały mi sporo do myślenia, może się wydawać, że minęło kilka dni od tego jak się poznaliśmy, ale ja czuję jak bym znał cię od bardzo dawna, ty jesteś inna, szczerza, prawdziwa, nie jak jakaś lalunia której najgorszą rzeczą w życiu jest złamanie sobie paznokcia...Alex myślałem nad moimi uczuciami już bardzo długo ale teraz jestem ich pewny , wiesz zależy mi na tobie..
z tego powodu, że cię kocham, Alex...
-David...
-tak, Alex..?
-masz rację minęło zaledwie kilka dni, ale były one najcudowniejszymi w moim całym życiu, wiesz czemu?
-powiedz..
-bo ja..
-Alex..? proszę powiedz kochasz mnie?
-ja...
-proszę...
-tak...kocham. Kocham jak nigdy nikogo innego...
W tym momencie David dał mi buziaka i objął mnie tak mocno, że ledwo złapałam oddech, od tej chwili wszystko nabierało barw, ciepłych barw...
Usiadłam z Davidem na łóżku i rozmawialiśmy o różnych rzeczach, nie zauważyliśmy nawet, że jest już po 1.00 w nocy, rozmawialiśmy i zasnęliśmy...

czwartek, 30 grudnia 2010

Rozdział 3

Była 8.00 rano lekarz stał nade mną...
-dzień dobry, wyspałaś się?
-dzień dobry...tak yyy właściwie to nie...
-pewnie jesteś ciekawa wyników operacji
-oczywiście jak poszła?
-dobrze ale mogła lepiej
-to znaczy ?
-stan twojej mamy jest stabilny, ale dalej nie zbudziła się ze śpiączki
-ohh...mogłam się tego spodziewać, a kiedy może się zbudzić?
-nie wiemy, to może trwać kilka miesięcy a nawet lat
-lat?! nie można nic na to poradzić ?!
-niestety pozostaje nam tylko czekać..,
-a co z tatą mogę go odwiedzić?
-oczywiście, zaprowadzę cię do niego, właśnie kończy jeść śniadanie
-dobrze
-o to tutaj,
-dziękuję
-jak będziesz coś chciała to jest w gabinecie...
-tato..?!
-Alex ?! co ty tu robisz?
-przyjechałam jak zadzwonili, że mieliście wypadek..
-jak ty tu dotarłaś?
-pociągiem...
-sama? córciu to niebezpieczne
-jechał ze mną David
-jaki David?
-wiesz to bardzo długa historia, opowiem ci jak wyzdrowiejesz
-jak chcesz
-boje się o mamę...
-córciu uwierz będzie dobrze, damy sobie z tym radę
-tak...mam nadzieję...
-Alex idź się prześpij, bo z samego rana przyjeżdża po ciebie ciocia...
- a ty tato ?
- ja będę tu jeszcze 4 dni muszą mnie wypisać
-a co z mamą.? nie możemy przecież jej tak zostawić
-ona jest pod stałą opieką, córciu będzie dobrze za 4 dni wrócę i pogadamy o sprawie z mamą, ale dzisiaj musimy się pożegnać bo jutro z rana będą mi zakładać porządny gips a twojej ciotce jak ją znam czekać się nie będzie chciało..
-no dobrze , wracaj szybko
-o mnie się nie martw
-tatku.?
-tak Alex ?
-kocham cię
-ja ciebie też córciu, ja ciebie też..wyśpij się słonko
-ty też tato, pa
-pa..

yhh brat pisze prace a ja czasu nie mam ;p
ale za nie długo postaram sie dokończyc ;d

wtorek, 28 grudnia 2010

Rozdział 2

Odebrałam słuchawkę i rozpłakałam się. Dzwonili ze szpitala, rodzice mieli wypadek, mama jest w ciężkim stanie i zapadła w śpiączkę, a tata ma złamaną nogę. Rzuciłam telefonem i pobiegłam do domu się spakować, ale chłopcy próbowali mnie zatrzymać.
-Alex! stój co się stało?!
-moi rodzice !
-no co sie stało ?
-mieli wypadek, muszę stąd jak najszybciej wyjechać !
-nie możesz niby jak chcesz to zrobić
-pociągiem....pociągiem!
Biegłam aż nagle David chwycił mnie i mocno przytulił szepcąc mi do ucha, że wszystko będzie dobrze i pojedzie ze mną, że nie zostawi mnie za nic w świecie. Czułam, że jest jedyną osobą w moim życiu której moge zaufać, wiem miałam jeszcze Maxa, ale mimo to David  był najważniejszy, podtrzymywał mnie na duchu i nie pozwalał się poddać.
-nie płacz, Alex proszę
-nie umiem to silniejsze...
-na pewno chcesz tam jechać?
-tak
-wiesz, że to kawał drogi
-tak wiem, ale ja muszę...
-rozumiem, więc chodź spakujesz się i pojedziemy
-dobrze
Poszliśmy do domu ja przebrałam się w coś bardziej na podróż (komplet)
Słońce właśnie zachodziło, a podróż stąd do szpitala będzie trwać około 3 godzin. Mimo to się nie zniechęciłam, miałam przecież obok bliską mi osobę, Razem z Davidem pobiegliśmy na ostatni pociąg, a Max pobiegł zawiadomić ciocie o wypadku.
-jesteśmy już w pociągu, chyba nic nam nie przeszkodzi...
-mam nadzieję chce już jak najszybciej tam dotrzeć.
Nagle jak na złość kontroler pociągu zawiadomił pasażerów "PRZEPRASZAMY, ALE Z POWODU PROBLEMÓW TECHNICZNYCH MECHANIZMU POCIĄGU, WYJAZD ZOSTANIE OPÓŹNIONY MNIEJ WIĘCEJ NA GODZINĘ, PRZEPRASZAMY".Chciałam już coś powiedzieć, gdy nagle dojrzałam, że jakiś facet zachowuje się jak by nas śledził, widziałam go już w mieście, zawsze pojawiał się tam my.
-David...?
-no ?
-ktoś chyba nas śledzi
-jak to ?
-widzisz tego faceta?
-taa
-znasz go?
-nie, pewnie jakiś turysta
-on zawsze jest w tym miejscu co ja, nie podoba mi się to
-może masz rację, no ale co zrobimy.?
-nie wiem jak wysiądziemy z pociągu musimy go zgubić
-no, ok
Godzina minęła dość szybko, pociąg ruszył a przed nami były trzy godziny jazdy, przespałam się a David czuwał w razie odwiedzin tego faceta...Podróż minęła i nastała godzina 00.00, nie byłam pewna czy szpital będzie otwarty, no ale cóż innego mogliśmy o tej godzinie zrobić jak sprawdzić i się dowiedzieć.Ku naszemu szczęściu szpital był otwarty, z ulgą weszliśmy i czekaliśmy aż ktoś przyjdzie do okienka.
-dobry wieczór
-dobry wieczór, w czym mogę pomóc.?
-gdzie znajdę Isabell i Jake'a Iwan's ?
-przepraszam a panienka to.. ?
-Alexandra Iwan's ich córka
-to do panienki dzwoniliśmy tak?
-tak, do mnie...zaprowadzi mnie pani do nich?
-tak, oczywiście, a skąd przebywasz Alex?
-z N.Y
-to ze trzy godziny stąd, jak tu dotarłaś?
-pociągiem
-wiesz, że to niebezpieczne..
-tak wiem ale ważniejsi są rodzice
-to tutaj twoja matka będzie z rana miała przeprowadzoną operację a tata ma złamaną nogę
-a czy mamie coś grozi?
-nie jest to łatwa operacja, ale niczego nie gwarantuje...
-ile jest możliwości, że mama wyzdrowieje?
-50% na 50% , szanse są równe..po zastaje tylko czekać na poprawę
Nienawidziłam czekania, te słowo doprowadzało mnie do załamania nerwowego, zawsze to słowo oznaczało tak lub nie. Niestety musiałam czekać ale nie sama, przespałam całą noc z Davidem na korytarzu...
Obudził mnie pan doktor, mama była już po operacji....


Jutro dodam kolejny, a może jeszcze nawet dziś, to zależy czy będę miała warunki , pozdr. :*:**:*

czwartek, 23 grudnia 2010

Rozdział 1

 Tego dnia słońce grzało jak nigdy, Alex  (Alexandra) 16 letnia dziewczyna z L.A (Los Angeles) spędzała swoje wakacje w N.Y (New York) u swojego17 letniego kuzyna Maxa (Max)
Alex nie ma rodzeństwa i zbyt dużo przyjaciół, jej najlepszą przyjaciółką jest Lily(Lily)
-Córciu, wrócimy po ciebie za miesiąc,baw się dobrze
-no, ok pa mamo, pa tato
-pa
-oo...cześć Alex
-heej Max, co tam u was ?
-a no wporzo, fajnie, że jesteś, daj zaniosę ci rzeczy do pokoju
-ok, dzięki, ale się tu zmieniło..
-no mały remoncik, będziesz spała w pokoju Sary...
-a gdzie ona jest ?
-wyjechała szukać pracy
-aaa
Mój pokój (pokój) był wystarczający duży by mogłam pomieścić w nim moje gnaty, lubiłam tu przyjeżdżać poznawałam tu zawsze nowych kumpli i kumpele, byłam ciekawa co tym razem mi się przydarzy...
Postanowiłam się rozpakować i ubrać w coś na zmiane (komplet).Max czekał już na mnie na dole, chciał mnie zapoznać z jego kumplem.
-o już jesteś. Alex poznaj mojego kumpla
-cześć jestem Alex
-siemka jestem David (David)
-ej słuchajcie możemy gdzieś razem wyskoczyć
-świetny pomysł co ty na to Alex?
-jasne, w końcu przyjechałam tu żeby się świetnie bawić..
-to może na lody?
-spoko, tylko wezmę portfel
-to my już idziemy przed dom
-ok, ale czekajcie
-to się pospiesz!
Ja z Davidem wyszliśmy z domu na taras, usiedliśmy na hamaku i zaczeliśmy rozmowę, David zdawał się być inny niż przy Maxsie, był szczery, miły, otwarty czułam, że go kocham, wiedziałam że to może być tylko zauroczenie, w końcu znamy się jeden dzień, mimo tego odkładałam w sobie nadzieję, że coś może z tego wyjść. W końcu przyszedł Max i poszliśmy na lody.
-Alex, jaki chcesz waniliowy, truskawkowy czy czekoladowy ?
-hmm...niech będzie waniliowy
-a ty David?
-to samo
-no to trzy razy wanilia
Zjedliśmy lody i postanowiliśmy wskoczyć jeszcze do pizzeri i skateparku, Max i David pokazali mi tyle wspaniałych rzeczy w N.Y.  że w ogóle zapomniałam, że wakacje się skończą i będę musiała wracać do rodzinnego L.A.Wszystko tak dobrze się układało gdy nagle zadzwonił nieznany telefon....

środa, 22 grudnia 2010

Vampire-portal Kiana cz. 4

         Jaskinia, wydawała się być nie odwiedzana przez wieki, wydobywał się z niej niesamowicie dziwny blask i woń róż, było to dziwne, bo każdy myśląc logicznie zapytał by skąd róże w jaskini, a jednak zapach był bardzo wyraźny i miły za razem kojący. Można było zapomnieć o jakimkolwiek bólu, złej przeszłości, o czym kolwiek złym, nawet jeśli dookoła otaczał świat powstały z samego zła. Jaskinia była bowiem iskierką nadziei pośród kłopotów.Była ja kwiat lotosu, po którym człowiek zostaje bez pamięci, przeszłości, zostawiony losu przyszłości. Z pozoru wydawała się złą, ale od wnętrza "serca", najwspanialszą rzeczą jaka istnieje, przynosiła wieczną zgubę ale także ukojenie...
-coraz bardziej zaczynam wątpić w to, że to pułapka..(Emerson)
-ta słodka woń...(Destiny)
-róż...
-ta, właśnie róż..dziwne..
-co cie dziwi Destiny ?
-skąd zapach róż w jaskini, coś tu jest podejrzanego...
-masz rację, ale ten zapach tak przyciąga...
-to pewnie pułapka
-być może
-ale nie mamy innego wyjścia
-nie ma nawet już odwrotu
-taa...wszystko zależy od nas...
-więc, chodźmy...
-tak. chodźmy, patrz ! widziałeś to?
-co ?!
-coś tam leciało, przypominało ducha...
-bardzo możliwe, w końcu to kraina zmarłych tu aż roi się od duchów.
-ale duchy są ja mgła...
-tak..
-a ten był czarny, a jego oczy były czerwone, Emerson ja, ja chyba się boję..
-obyś się myliła...
-o co chodzi Emerson..?
-powiadasz, że był czarny ?
-tak jak najgorszy koszmar, i momentalnie przeszył mnie taki chłód i ból, przypomniały mi się najgorsze rzeczy, np strata mamy...
-to pewnie Phantom gloomy...
-Fantom mroczny, inaczej ta?
-taa...skąd ty...?
-śnił mi się kiedyś, jak byłam mała co noc mnie nawiedzał...
-powiedz co dokładnie ci si śniło, to może być rozwiązanie naszego problemu
-co noc, śniło mi się, że Fantom mnie goni, lub może chce mi coś pokazać, w pewnym momencie zrobiło się ciemno, i ukazały się mi bliskie osoby : mama, tata, ogólnie cała rodzina i jedno puste miejsce w którym pojawiła się mgła w kształcie liter...
-co tam pisało...?
-"zapisane w twoim sercu"..., nie rozumiałam tego aż do teraz, to jesteś ty...jestem pewna..
-o co w tym może chodzić, co oznaczają te sny...może to wizja przyszłości...
-możliwe...
-ale wydawało mi się, że Fantom kazał mi wybrać jedną osobę, by ją ożywić i przywrócić...tylko, że ty żyjesz...Emerson?..Emerson ?! gdzie jesteś!?
Wokół Destiny krążył Fantom, upatrzył ją sobie od momentu jej narodzenia...Gnieździł się w jej najskrytszych myślach do których nawet ona sama nie umiała dotrzeć...
-Kim ty jesteś?! i co zrobiłeś Emersonowi, zostaw go w spokoju to mnie chcesz.nie jego .!
-jeesteem..twoimi myślami, sama mnie stworzyłaś...
-co ?! jak to?! dręczysz mnie od urodzenia?! o co ci chodzi ! i co z Emersonem?!
-on jest ze swoimi...przed tobą ciężki wybór od niego będzie zależała twoja przyszłość i innych ludzi.
-jaki wybór?
-możesz wziąść kamień i zażyczyć sobie czego chcesz, możesz ocalić bliskich, świat lub zapragnąć czego tylko zechcesz, ale pamiętaj że życzenie masz tylko jedno...teraz cię zostawię samej sobie...
Pośród, ciemności Destiny została zostawiona samej sobie, od niej zależał los wszystkich mieszkańców ziemi...
Po chwili namyślania wzięła kamień do ręki , i zażyczyła sobie by w zamian za jej życie, przywrócono do życia jej bliskich, a zło zostało zniszczone...
Oddała życie za swych bliskich, gdy Emerson spojrzał na jej bladą postać oddał nieśmiertelność za jej życie.
Obudzona Destiny umarła wraz z Emersonem, mając 1000 lat znaleźli wreszcie wieczny spokój, byli razem aż do śmierci...



nie za bardzo wiedziałam jak zakończyć ;p mam nadzieję, że jest ok ;d










Vampire-portal Kiana cz. 3

Nastał świt, Destiny nie spała całą noc, rozmyślała nad mamą, tak bardzo było jej brak. Potrzebowała jej teraz jak nigdy dotąd, ona dawała jej oparcie w trudnych chwilach,  a jednak musiała radzić sobie sama. Emerson także nie spał, zresztą był wampirem, sen nie był mu potrzebny...
-jesteś gotowa?(zapytał rozmyślony Emerson)
-tak,..chyba tak...(odparła dziewczyna)
-co się stało ?
-nie, nic po prostu brakuje mi jej...(rozpłakana odpowiedziała)
-mamy?
-tak, była zawsze obok a teraz .?
-jest cały czas, tutaj w twoim sercu
-wiem, ale chciałabym by stała tu obok i przytuliła mnie, tak mi tego brakuje...
-wierzę, może to ci pomoże..(Emerson mówiąc to przytulił Destiny do siebie)
-tak, tyle ci zawdzięczam, zawsze jesteś przy mnie
-bo cie kocham
-ja ciebie też kocham
-wiem, że nie zastąpię ci matki, ale próbuje pomóc ci jak tyko potrafię
-nie wiem co bym bez ciebie zrobiła, wiesz chyba czas już iść walczyć...
-tak masz rację
-jak myślisz uda nam się ?
-bardzo możliwe, czas pokarze...
-taa...
Drzwi do portalu Kiana, prowadziły do świata o którym ludzkość nie miała pojęcia, każdy kto tam wszedł nie wrócił żywy, nikt nie wrócił...
-chodź, tutaj okaże się nasz przyszłość...
-taak...
-jesteś gotowa?
-jak nigdy, jeśli chcesz możesz tu zostać...
-nie, nie ma mowy żebym cie zostawił..
-dziękuję
-za co ?
-za wszystko, za to że jesteś
-nie ma sprawy, ty byś zrobiła to samo
-tak, dokładnie
-idziemy?
-tak, mam jeszcze jedną proźbę
-jaką ? zrobię dla ciebie wszystko
-złap mnie za rękę
-oczywiście, Destiny
-idziemy ?
-tak
Destiny i Emerson przeszli przez Kianę, wszystko wokoło wyglądało tak ponuro, ten świat był otoczony ludzkimi nieszczęściami, koszmarami, i popełnionymi błędami, te wszystkie błędy popełnione przez ludzkość od wieków zbierały się w tym miejscu tworząc krainę cieni i zagubionych...
-to, to jakiś obłęd, koszmar...po prostu brak słów...(Emerson)
-wszystko tu jest takie szare...bez życia...(Destiny)
-dokładnie, aż życie traci sens...
-spróbujmy, znaleźć ten kamień...nie traćmy czasu...
-masz racje, im dłużej tu jestem tym coraz bardziej trace siły i chęci...
-o spójrz !
-co to? jaskinia?
-jakiś blask stamtąd dochodzi, to pewnie kamień..
-chodźmy
-ok
-poczekaj...
-o co chodzi ?
-coś tu jest nie tak, to zbyt proste
-masz rację ta jaskinia to pewnie nasza jedyna szansa a zarazem pułapka...
-pewnie tak, ale nie mamy innego wyjścia, co kolwiek się stanie, będziemy razem
-już na zawsze
-dokładnie, nic nas nie rozdzieli, rozumiesz Destiny?
-doskonale, aż sama sobie się dziwie
-to serce kieruje naszymi uczuciami
-wiem, ale..jesteśmy wampirami
-tak, ale mamy serca, nawet bardziej kochające niż zwykły człowiek...
-masz racje, chodźmy już
-dobrze...
W jaskini ciemność panowała bardziej niż na zewnątrz, jedyne światło dochodziło od wewnątrz jaskini, było niezwykłe, żadne ludzkie oko nie widziało nigdy tak pięknego i tajemniczego blasku nadziei pośród mroku...


noo, mam nadzieję, że się wam spodobało, za niedługo postaram się dodać kolejną część ;*
pozdr. :* :p